Blog

27
08.2012

Wielkie węgierskie wakacje, cz. 1

Po przemyśleniu - dziś wyjątkowo pojawi trochę prywaty na blogu. Ostatnie dni były dla mojej rodziny niby urlopowe, ale jednak jak się ma pracę, która jest jednocześnie hobby, to stricte urlopu nie ma nigdy :). Dlatego zdjęcia i tak powstawały przez cały ten wyjzadowy czas i nie moge się teraz oprzeć przed wrzuceniem paru tutaj. Obiecuję jednak, że będzie blisko tematu, bo będzie o dzieciach na wakacjach. W rolach głównych - duży chłopiec, Albert, i mniejszy chłopiec - Emil.

Wakacje były bardzo intensywne, może niecałkiem dzieciowe, bo ciągle w drodze - była to tygodniowa podróż po Węgrzech. Fotograficznie okazała się ona dla mnie wyzwaniem, bo po pierwsze, odwykłam zupełnie od robienia jakichkolwiek innych zdjęć poza portretami ludzi. Kiedyś jednak bardzo lubiłam fotografię dawnej architektury i teraz miałam okazję to sobie choć troche przypomnieć. Po drugie, testowałam nowy obiektyw zakupiony tuż przed wyjazdem, 16-50 mm, a więc tak szeroki kąt, jakiego nigdy jeszcze nie miałam, a szeroki kąt to - wiadomo - konieczność większej dbałości o porządek w kadrach, o kompozycję, całkiem inne, szersze spojrzenie na świat. I do tego zoom, od którego też odwykłam, robiąc przez ostanie lata zdjęcia wyłącznie obiektywami stałoogniskowymi. Zoom rozleniwia, to fakt :). Ale podróż i tak była na tyle intensywna, że aktywności nam nie zabrakło.

Zapraszam na fotorelację (zdjęcia, na których się pojawiam zrobione przez mojego męża):

Chłopcy w swoją pierwszą podróż za granicę postanowili założyć swoje kibicowskie koszulki, żeby było widać, że są z Polski ;)

 

Podróż była dłuuuga, wyczerpująca, w upale, dlatego dziciaki dotarły do Budapesztu nieco padnięte. Na szczęście na miejcu była kąpiel z pianą i bąbelkami, co zrekompensowało im wszelkie trudy drogi.

I pierwsza kolacja w Budapeszcie, gdzie dotarliśmy akurat w dniu węgierskiego święta narodowego - św. Stefana Króla, partrona Węgier, bardzo hucznie przez budapesztańczyków obchodzonego:

 

A kolejnego dnia zaczęły się nasze spacery po węgierskiej stolicy - w straszliwym skwarze, przy temperaturze 38 st. C. Na początek nasze ukochane budańskie wzgórze z kościołem króla Macieja (wnętrze w remoncie, ale wygląda trochę jak Saint Chapelle):

 

 

 

I dalszy spacer po Budzie, z koniecznymi przystankami na odpoczynek:

Dalszy ciąg relacji w kolejnym wpisie. Zapraszam!